Zapraszam na drugą część naszych wakacyjnych przygód (pierwszą znajdziecie TU).
Stare Miasto w Rydze
Dom Czarnogłowych w Rydze. To tu wiosną 1921 r. podpisany został traktat ryski
Podróż autobusem z Kowna do Rygi wyjątkowo jak na całą tę wyprawę przebiegła bez żadnych niespodzianek, miasto przywitało nas słońcem i silnym wiatrem, ale po kowieńskich upałach nie zamierzaliśmy narzekać. Doba hotelowa w naszym lokum jeszcze się nie zaczęła, więc po przyjeździe mieliśmy trochę czasu do zabicia. Naszą uwagę od razu przykuł przelegający do dworca targ, całe szczęście, że podczas pobytu mieliśmy go tak blisko!
Do targu jeszcze wrócimy, bo tylko rzuciliśmy na niego okiem i po chwili ruszyliśmy w poszukiwaniu mieszkania, które znalazłam oczywiście na Airbnb. Tym razem miałam więcej szczęścia, nasza kwatera była przestronna, z 3 dużymi sypialniami, salonem i kuchnią. Owszem, wymagała już remontu i tak, podczas gotowania makaronu odpadło nam dno od jednego garnka (serio!), ale wszystko wynagrodziła nam bardzo dobra lokalizacja. Z jednej strony mieliśmy za oknem dworzec kolejowy, co największą frajdę sprawiło mojemu tacie, wielkiemu miłośnikowi kolei, który jedząc śniadanie odprawiał przez okno w kuchni wszystkie stojące na stacji pociągi (a dokąd on jedzie? a jaką ma lokomotywę? a ile ludzi wsiadło? i co mają w tych walizkach, że tak trudno im wsiąść?). Dźwięki dochodzące z dworca w porównaniu z koszmarnie ruchliwą kowieńską ulicą były jak miód na nasze uszy, zupełnie nam nie przeszkadzały. Łotewskie pociągi mają bardzo charakterystyczne klaksony(?), za każdym razem jak je słyszałam, w mojej głowie odpalał się ten utwór🙂 Z drugiej strony mieszkania okna wychodziły na ciche podwórko, więc w końcu mogliśmy się wyspać!
Sąsiedztwo dworca miało też inne plusy, zaraz za dworcem mieścił się wyżej wspomniany targ, dzięki któremu codziennie mieliśmy dostęp do świeżych warzyw, owoców, pieczywa i różnych lokalnych (i nie tylko) specjałów. Przy dworcu było również centrum handlowe z dużym marketem spożywczym, który odwiedzaliśmy późnym wieczorem wracając ze spacerów. Podczas czterodniowego pobytu w Rydze pojechaliśmy też na 2 wycieczki pociągiem, więc na dworcu byliśmy codziennie. A idąc z naszego mieszkania w drugą stronę mieliśmy Stare Miasto w zasięgu 7 minut.
Targowisko działa od 1930 roku, rozciąga się na ternie 5 hangarów i przestrzeni między nimi. W hangarach w czasie I wś garażowane były sterowce, w 1926 hangary zostały rozebrane i przetransportowane do Rygi, gdzie zostały zaadaptowane na hale targowe. Tu targ widziany z tarasu widokowego ichniego Pałacu Kultury
Hangar targowy od środka
Kosz pełen suszonych ziół
Czaiłam się na kandyzowane kiwi, ale cena mnie odstraszyła
Wśród wielu kiszonych specjałów dostępnych na targu moi rodzice znaleźli kiszone ostre papryczki. To było bardzo ciekawe kulinarne doświadczenie:)
Jadąc do Rygi niewiele o niej wiedziałam, ten kierunek od początku był marzeniem mojej mamy, więc uznaliśmy z niemężem, że zdamy się na jej wiedzę. Jeszcze przed wyjazdem kilka osób mówiło nam, że Ryga jest piękna, ale żeby ją obejrzeć wystarczą 4 godziny. My mieliśmy w planach 4 dni, więc trochę się obawiałam czy będziemy mieli co robić. Na szczęście okazało się, że nie nudziliśmy się ani przez chwilę.
Ryga bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie tylko pięknym Starym Miastem, ale też czystością. Przez te 4 dni nie widziałam ani jednego papierka leżącego na ulicy, mimo że koszy na śmieci było mniej niż u nas. Ryga jest też czysta wizualnie, praktycznie pozbawiona reklam, bilbordów, plakatów i ulotkarzy. To podobało mi się najbardziej, mam nadzieję, że poznański plastyk miejski doprowadzi nas kiedyś do takiego poziomu ładu wizualnego.
Stolicę Łotwy odebrałam też jako przyjazną turystom (w informacji turystycznej bez problemu znaleźliśmy darmowe mapy i foldery po polsku) i bezpieczną. Czułam się tam lepiej i swobodniej niż w Rzymie.
Widzicie kto siedzi na dachu?
Stare Miasto w Rydze to raj dla miłośników secesji. Mojemu tacie podobały się prawie wszytskie kamienice:)
Z okna naszego mieszkania oprócz dworca widzieliśmy też siedzibę Akademii Nauk Łotwy. Wygląda znajomo?
Podobnie jak Warszawie, na szczycie znajduje się taras widokowy z którego można podziwiać panoramę miasta. Oczywiście nie mogłam sobie darować wizyty w tym miejscu.
Widok na wieże telewizyjną
Muzeum Ryskiego Getta i Holokaustu na Łotwie do którego udaliśmy się po zejściu z tarasu widokowego
Kiedy zmęczyło nas już chodzenie po mieście (a wierzcie mi, że i tak pokazałam Wam tu tylko urywki), wybraliśmy się na rejs dookoła Starego Miasta, które leży na wyspie między rzeką Dźwiną a Pilsētas Kanāls. Stare Miasto z tej perspektywy, oświetlone zachodzącym słońcem wyglądało zupełnie inaczej. Rejs zaczynał się w parku obok dworca i żeby popływać po rzece, musieliśmy pokonać kilka mostów i tuneli. Poziom wody w kanale był bardzo wysoki, kilka razy szuraliśmy dachem po sklepieniu mostu czy tunelu, ale na szczęście udało nam się zrobić pełne kółko dookoła starówki. Ze statku mieliśmy też dobry widok na dzielnicę biznesową, przedziwną Bibliotekę Miejską i port pasażerski.
Biblioteka Miejska w Rydze
Podczas naszych 4 dni w Rydze zrobiliśmy sobie dwie wycieczki za miasto. Jechaliśmy oczywiście pociągiem, a przy wsiadaniu do odpowiednika naszych pociągów regio szybko wyszło na jaw dlaczego pasażerowie, których widzieliśmy z okna w kuchni tak się guzdrali przy wsiadaniu. Otóż jeśli przeszło Wam kiedyś przez myśl psioczyć na wysokość (niskość?) polskich peronów i konieczność zadzierania nogi przy wsiadaniu wiedzcie, że na Łotwtie jest 3 razy gorzej. Nawet ja miałam delikatny problem przy wsiadaniu, a co dopiero osoba starsza, dziecko czy pasażer z ciężką walizką. Aha no i w łotewskich pociągach regionalnych nie ma toalet ani swobodnego przejścia między wagonami. Są za to darmowe toalety na każdym dworcu.
Celem naszej pierwszej wycieczki była Jurmała, czyli łotewskie wybrzeże Bałtyku, które zaskoczyło mnie czystymi plażami pozbawianymi jarmarcznych elementów wszechobecnych na polskim wybrzeżu, pięknymi drewnianymi domami tuż przy morzu i dużą ilością obrzydliwie bogatej rosyjskiej młodzieży w bardzo drogich samochodach.
Niestety nie udało nam się popływać w morzu, woda była lodowata i co chwilę straszyły nas deszczowe chmury, ale miło było pomoczyć nogi i pochodzić wzdłuż brzegu.
Celem naszej drugiej wycieczki była Jegława, małe studenckie miasteczko, którego główną atrakcją jest pałac – obecnie siedziba uniwersytetu. Tam też można było popływać stateczkiem po rzece, ale niestety nie mieliśmy już na to czasu.
Aplikacja Happy Cow podpowiadała mi, że w Rydze jest bardzo duży wybór wegetariańskich i wegańskich restauracji. Zazwyczaj gotowaliśmy sobie obiady w domu, ale ostatniego dnia wieczorem chcieliśmy z niemężem wypróbować jedną z nich. Trafiliśmy do Fat Pumpkin, ale ostatecznie doszliśmy do wniosku, że nie jesteśmy na tyle głodni, żeby płacić 45 zł za jednego burgera:) Nasze kulinarne doświadczenia na Łotwie skończyły się więc na czarnym balsamie i dobrociach z targu. Podobno to wystarczy:)
Nasz pobyt w Rydze przebiegał bez żadnych nieprzyjemnych przygód, niestety z powrotem do domu nie mieliśmy już tyle szczęścia. Przysłowie „Gdzie kucharek sześć…” sprawdziło się idealnie w naszym przypadku. Niestety nikt z nas nie sprawdził o której dokładnie odjeżdża nasz autobus do Suwałk. Okazało się, że trochę się spóźniliśmy i odjechał bez nas. Na szczęście pół godziny później odjeżdżał następny, na szczęście były w nim jeszcze 4 miejsca. Mniej byłam szczęśliwa, kiedy musiałam zapłacić drugi raz za tę samą trasę, ale musieliśmy się jakoś dostać do Suwałk, z których miała nas zabrać buso-taksówka. Gdybyśmy jechali zgodnie z rozkładem, nie byłoby żadnego problemu, ale nie dość, że z Rygi wyjechaliśmy pół godziny później, to po drodze nabieraliśmy coraz większego spóźnienia przez korki przy granicy. Po kilku błagalnych telefonach udało nam się przekonać panią, która prowadziła naszego busa, żeby na nas poczekała i przed północą dotarliśmy do domu.
Mam nadzieję, że to były nasze ostatnie takie przygody na trasie. Po wielu latach podróżowania publicznymi środkami transportu mam już trochę dość. Oczywiście pociągi i autobusy mają swoje plusy, tak samo jak życie bez samochodu, ale na następnych wakacjach już nie chciałabym przeżywać takich stresów. Na szczęście niemąż może się już pochwalić świeżutkim papierkiem, uprawniającym do prowadzenia samochodu i jest szansa, że za rok będzie nam trochę łatwiej:)
super zdjęcia. Na Łotwie byłam, ale niestety do Rygi nie dotarłam 🙁 Byłam na rosyjskiej mszy na Łotwie w cerkwi, która wyglądała dokładnie tak samo:D Poszłam tam tylko z czystej ciekawości jak u nich msza wygląda;)
4 komentarze
Fajnie się czyta! 🙂 Też podobało nam się w Rydze. Choć nie mam pojęcia jak przegapiliśmy ichni Pałac Kultury! Pozdrawiam! Lisia Kita
Bardzo trudno pisze się takie posty dwa miesiące po powrocie, cieszę się, że się fajnie czyta:) Znajdę gdzieś Twoją relację z Rygi?
super zdjęcia. Na Łotwie byłam, ale niestety do Rygi nie dotarłam 🙁 Byłam na rosyjskiej mszy na Łotwie w cerkwi, która wyglądała dokładnie tak samo:D Poszłam tam tylko z czystej ciekawości jak u nich msza wygląda;)
To cerkiew z Jegławy. Może to właśnie ta?