Jak co roku, lato w mieście mnie kompletnie wykończyło. Już miesiąc przed planowanym urlopem marzyłam o bezkresnych odludziach, w których mogłabym odpocząć od otaczającego mnie z każdej strony hałasu. Zapragnęłam wrócić do Norwegi, która zachwyciła mnie rok temu. Z oczywistych względów ten rok nie sprzyja zagranicznym wojażom, pozostało mi więc tylko szukanie spokoju gdzieś w Polsce.
Marzył mi się odpoczynek w domku na kompletnym odludziu, najlepiej gdzieś pod lasem, z gankiem, tarasem lub ogródkiem w którym mogłabym delektować się poranną kawą jeszcze w piżamie. A zaraz po tej kawie chciałam wsiąść na rower i zwiedzać okolicę na dwóch kółkach, szukałam więc miejsca, w którym jest bogata sieć szlaków rowerowych. Mój pierwszy pomysł na tegoroczny urlop zakładał wyprawę do Puszczy Białowieskiej, ale za późno zabrałam się za szukanie noclegów i jedyne co znalazłam w okolicy to hotele. Wieczory spędzone w ciasnym pokoju i brak możliwości wyjścia bosą stopą na trawę jawił mi się w tamtej chwili jako największy koszmar, szukałam więc dalej. I tak, scrollując mapę z dostępnymi na Bookingu opcjami trafiłam na miejscówkę idealną!
Nocleg
Domek Holenderski w Dzierwanach miał wszystko czego mi było potrzeba. Kuchnię (gdzieś tą poranną kawę trzeba przecież zaparzyć), łazienkę (to luksus, z którego trudno mi zrezygnować), prywatne miejsce na ognisko💚, ciszę i spokój dookoła oraz parę żurawi pasących się na łące otaczającej domek. Ale przede wszystkim był doskonałą bazą do zwiedzania Suwalskiego Parku Krajobrazowego, który ku mojemu zaskoczeniu, trochę przypomina mi Norwegię😀 I tak, może łóżko było trochę niewygodne, może ilość wpadających przez okno ciem była denerwująca, ale wszystko mu wybaczam. Bez dwóch zdań, mogłabym do niego w każdej chwili wrócić.
Jezioro Hańcza
Domek Holenderski w Dzierwanach zlokalizowany jest dwa kilometry od jeziora Hańcza w którym postanowiliśmy się z mężem wykąpać zaraz po przyjedzie na miejsce. Wybraliśmy dziką plażę w Starej Hańczy, która ostatecznie ze wszystkich odwiedzonych przez nas miejsc plażowania spodobała mi się najbardziej.
Kąpiel w najgłębszym jeziorze Polski (w maksymalnym punkcie ma 108,5 m głębokosci) to ciekawe doświadczenie. Z jednej strony wchodząc do wody, po każdym kroku spodziewałam się przepaści pod stopami (jak się później okazało, niesłusznie). Z drugiej, będąc w wodzie zanurzona do pasa, wciąż bez problemu widziałam swoje stopy i wszystkie przepływające wokół nich ryby, bowiem wody Hańczy są bardzo czyste (I klasa czystości) i bardzo przejrzyste.
Jak wynika z
planu batymetrycznego jeziora, obie oznaczone na Googel Maps plaże (zarówno ta w Starej Hańczy, jak i
ta w Błaskowiźnie) usytuowane są w miejscach, w których stoki dna nie są aż tak strome, jakby się mogło wydawać. Dzika plaża w Starej Hańczy ma wręcz bardzo małe spadki, jest idealna do plażowania z dziećmi. Plaża w Błaskowiźnie jest zdecydowanie bliżej największej głębi, ale wyposażona jest w pomost i zaplecze gastronomiczne. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Mosty w Stańczykach
Po kąpieli w jeziorze wskoczyliśmy w samochód, by o zachodzie słońca obejrzeć jedną z największych atrakcji tego regionu – Mosty w Stańczykach, które można pomylić z rzymskimi akweduktami.
Mosty te powstały w latach 1912–1926 na potrzeby nieistniejącej już linii kolejowej z Gołdapi do Żytkiejm – Gąbin. Mosty mają ponad 36 m wysokości i należą do najwyższych w Polsce. Nie bez przyczyny są takie spektakularne, były ważną częścią działań propagandowych, które miały zatrzymać odpływ ludności Prus Wschodnich wgłąb Niemiec. Kto by nie chciał podróżować po mostach ociekających bogactwem?
Linia kolejowa Żytkiejmy – Gołdam miała też znaczenie militarne. Dzięki niej wojska niemieckie mogły szybo i sprawnie rozlokowywać swoich żołnieży na tych terenach, co przyczyniło się do ich wielu sukcesów. Niestety wojska rosyjskie po wkroczeniu na te tereny rozebrały linię kolejową, a jej elementy wywiozły jako zdobycz wojenną.
Obecnie mosty w Stańczykach są tylko atrakcją turystyczną i plenerem do sesji ślubnych. A szkoda, Suwalszczyzna rozpaczliwie potrzebuje połączenia kolejowego ze światem, nie tylko do transportu osób i towarów, ale też, jak pokazuje historia, do szybkiego przemieszczania obrońców kraju. Na dobre drogi też niestety nie można tam liczyć.
Mosty znajdują się terenie prywatnym, wstęp jest płatny (gotówką lub przelewem na numer telefonu, brak możliwości płatności kartą). Można je tez podziwiać z
wieży widokowej zlokalizowanej przy brzegu jeziora Dobellus Duży.
Rowerem dookoła Hańczy
Drugiego dnia naszego pobytu na Suwalszczyźnie objechaliśmy rowerami jezioro Hańcza dookoła. To była najbardziej malownicza trasa tego wyjazdu. Zupełnie się nie spiesząc, robiąc po drodze mnóstwo przystanków i zdjęć dotarliśmy do największych atrakcji w okolicy (szczegółowy opis trasy, mapa i ślad GPS poniżej):
- Głazowiska Łopuchowskie i Bachanowo to miejsca w których można zrozumieć dlaczego na Suwalszczyźnie nie ma zbyt wielu pól uprawnych. Na terenie samego Głazowiska Bachanowo znajduje się ok. 10 000 głazów narzutowych przywleczonych na Suwalszczyznę przez lądolód ze Skandynawii. Poza rezerwatami tych głazów też jest całkiem sporo, nic dziwnego, że nikomu nie chciało się oczyszczać tego terenu pod uprawy. Między innymi dlatego te okolice trochę przypominają mi Norwegię.
- Wieża widokowa w Przełomce – co prawda wieża jest w tej chwili nieczynna (wymaga remontu), ale i tak warto było zboczyć ze szlaku, by móc obejrzeć Hańczę z ławeczki, która znajduje się u stóp wzgórza na którym stoi wieża. To bardzo dobre miejsce na przerwę i mały piknik.
- Punkt widokowy „Na ozie w Smolnikach” – położony na wysokości 286 m n.p.m, darmowy i godny polecenia zwłaszcza o złotej godzinie. Można z niego podziwiać Górę Cisową (najwyższe wzniesienie z okolicy), malachitowe jezioro Jaczno i zagłębie rzeki Szeszupy.
- Punkt widokowy u Pana Tadeusza – platforma widokowa zlokalizowana na prywatnym terenie (wstęp jest delikatnie płatny, około 2 zł za osobę), z której można podziwiać piękną panoramę Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Andrzej Wajda wykorzystał ten widok kręcąc „Pana Tadeusza”. Warto tu zajrzeć, zwłaszcza o złotej godzinie.
Szczegółowy przebieg trasy, opisany na podstawie aplikacji Mapy.cz:
- Szlak rowerowy SPK1, Wokół jeziora Hańcza na odcinku Dzierwany – Łopuchowo
- Podlaski Szlak Bociani na odcinku Łopuchowo – Wróbel
- Green Velo na odcinku Wróbel – Rezerwat Głazowisko Bachanowo – Wróbel
- Green Velo na odcinku Wróbel – Przełomka
- Droga gruntowa na odcinku Przełomka – (nieczynna) wieża widokowa
- Szlak rowerowy SPK1, Wokół jeziora Hańcza na odcinku Przełomka – Dzierwany
- Przestanek w Barze Pod Klonem 😀
- Niebieski szlak Prudziszki – Smolniki na odcinku Dzierwany – Punkt widokowy „Na Ozie w Smolnikach”
- Żółty szlak Wokół jeziora Jaczno na odcinku Smolniki – Punkt widokowy „U Pana Tadeusza”
- Powrót do Dzierwamn najpierw żółtym szlakiem Wokół jeziora Jaczno, później niebieskim szlakiem Prudziszki – Smolniki
Wigierski Park Narodowy
Trzeciego dnia naszego pobytu na Suwalszczyźnie wybraliśmy się (tym razem samochodem), do Wigierskiego Parku Narodowego. Po spektakularnych widokach jakie mogliśmy podziwiać z roweru poprzedniego dnia, Wigry nas trochę rozczarowały, chociaż i ta wycieczka miała swoje momenty.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Muzeum Wigier w Starym Folwarku, które lata świetności ma już chyba za sobą. Z całej ekspozycji najciekawszy był dla nas film, który tłumaczy jak przemieszcza się lód w lądolodzie i jaki to ma wpływ na krajobraz. Będąc w okolicy wdrapaliśmy się też na wieżę widokową, z której można podziwiać klasztor w Wigrach. Dzień był na tyle upalny, że skusiliśmy się jeszcze na kąpiel w Wigrach na bardzo przyjemnej i zupełnie nie zatłoczonej plaży PTTK w Starym Folwarku.
Po schłodzeniu w jeziorze, pojechaliśmy na drugą stronę jeziora, rzucić okiem na Pokamedulski klasztor w Wigrach. Liczyliśmy, że spod klasztoru uda nam się załapać na rejs statkiem po Wigrach, ale niestety nie starczyło dla nas miejsc na pokładzie. Nie ma jednak tego złego, w pobliskiej Tawernie udało mi się spróbować soczewiaków, czyli wege odpowiednika słynnych w tych okolicach kartaczy.
Suchary
Z Wigier pojechaliśmy do innej cześć parku narodowego, w której znajdują się tzw. suchary (śródleśne jeziora dystroficzne). Bardzo liczyłam, że w końcu uda mi się wypatrzeć jakąś rosiczkę w jej naturalnym środowisku (poluję na nie z aparatem już od dwóch lat), niestety znowu mi się nie udało. Nie smucę się jednak, bo doświadczyłam tam czegoś dużo lepszego – wieczornej kąpieli zupełnie nie zwracających na nas uwagę łosi. Cóż to było za widowisko!
Cisowa góra
Wracając z Wigierskiego Parku Narodowego zajechaliśmy na Cisową Górę idealnie na zachód słońca. To najwyższe wzniesienie w okolicy, z którego można podziwiać ten sam obszar, co w punktu widokowego „U Pana Tadeusza”, ale od innej strony. Przy dobrej widoczności, z tego miejsca widać kilkanaście jezior.
Rowerem na Górę Zamkową
Następnego dnia wróciliśmy na rowery i postanowiliśmy zdobyć
Górę Zamkową. To było bardzo męcząca (duże przewyższenia), choć niewątpliwie malownicza trasa. W środku wycieczki dostaliśmy smsy z alertami RCB o nadciągającej silnej burzy, postanowiliśmy więc skrócić drogę powrotną i kawałek trasy przebyć szlakiem pieszym, a nie rowerowym. Czy muszę dodawać, że niemały odcinek tego szlaku musieliśmy nieść rowery na plecach? Niezbyt nam wychodzi nauka na
błędach z Drawieńskiego Parku Narodowego:)
Na Górze Zamkowej nie ma już niestety śladu po istniejącym tam grodzie, jest za to widok na 4 okoliczne jeziora. Latem nie jest zbyt spektakularny, w dużej mierze zasłaniają go drzewa, zimą na pewno widać nieco więcej.
Szczegółowy przebieg trasy, opisany na podstawie aplikacji Mapy.cz:
- Czerowony szlak European long distance path E11 na odcinku Dzierwany – Łopuchowo
- Rowerowy szlak SPK1 Wokół jeziora Hańcza na odcinku Łopuchowo – Wodziłki
- Rowerowy szlak SPK2 Na górę Zamkową na odcinku Wodziłki – Góra Zamkowa
- Czerowony szlak European long distance path E11 na odcinku Góra Zamkowa – Dzierwany (ale ostrzegam, że fragment wzdłuż brzegu jeziora Jegłówek nie nadaje się do jazdy rowerem).
Trójstyk granic
Ostatniego dnia naszego pobytu na Suwalszczyźnie wybraliśmy się do miejsca, w którym spotykają się granice trzech państw: Polski, Rosji i Litwy. Jest to też polski biegun zimna, teoretycznie to właśnie w tym miejscu temperatury są najniższe.
Trójstyk granic oznaczony został granitowym słupem, przy którym wielu turystów robi sobie zdjęcia. Niestety nie wszyscy wiedzą, że przekroczenie zaznaczonych pod pomnikiem linii przebiegu granic może skończyć się wysokim mandatem. Pamiętajcie też o wyłączeniu roamingu w telefonie, bo można się tu złapać na rosyjską sieć komórkową.
Poza pomnikiem i dużą ilością płotu z drutem kolczastym nic specjalnego tu nie ma. Znacznie ciekawsza wydała mi się natomiast pobliska Puszcza Romincka.
Rowerem przez Puszczę Romincką
Puszcza Romincka to bardzo rozległy kompleks leśny, który w dużej mierze leży na terenie Obwodu Kalinigradzkiego. Swoim charakterem nieco przypomina tajgę. Na jej terenie żyje wiele gatunków zwierząt, ale nam udało się spotkać tylko kilka łabędzi i czaplę. W puszczy można też spotkać rzadki gatunek storczyka – gółkę wonną. Niestety nie wiem gdzie, bo nie udało mi się jej wypatrzeć.
Po puszczy bardzo dobrze jeździ się rowerem, sieć szlaków jest całkiem bogata. Przewyższenia nie są już tak mordercze jak w Suwalskim Parku Krajobrazowym. Cień wysokich drzew dobrze chroni przed upałem, więc jest to dobre miejsce na lekkie przejażdżki. Trzeba tylko uważać, żeby się nie rozpędzić i nie przekroczyć granicy.
Naszą przejażdżkę po Puszczy zaczęliśmy z parkingu kawałek za Żytkiejmami, przejechaliśmy niecałe 30 km szlakiem rowerowym Śladami rominckich jeleni (pod taką nazwą znajdziecie go w aplikacji Mapy.cz). Niestety w porę nie zatrzymałam nagrywania trasy, więc na śladzie GPS zapisał się też kawałek jazdy samochodem, ale przebieg naszej trasy możecie zobaczyć poniżej.
Tą przejażdżką niestety zakończyliśmy nasze wojaże po Suwalskim Parku Krajobrazowym i okolicach. Po tych kilku dniach już wiem, że na pewno będziemy tam wracać, bo wróciliśmy totalnie zauroczeniu krajobrazami, ciszą, spokojem i brakiem tłumu turystów.
Suwalszczyzna bardzo zadbała o oznaczenia szlaków, w zasadzie nigdzie poza Tatrami z tak szczegółową siecią oznaczeń się nie spotkałam. To bardzo ułatwiało orientację w terenie, choć bez aplikacji Mapy.cz (o której pisałam już tutaj) pewnie i tak byśmy gdzieś zabłądzili😀
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji podróżować po tych okolicach, to bardzo polecam!
P.S. Wszystkie odwiedzone przez nas punkty zaznaczyłam na poniższej mapie.