Puszcza Knyszyńska to jedna z trzech puszcz jakie odwiedziliśmy podczas naszej podróży po województwie Podlaskim. Mniej znana i przez to mam wrażenie, że też mniej doceniana niż jej starsza siostra – Puszcza Białowieska. Od większości polskich lasów różni się tym, że trwa na swoim miejscu nieprzerwanie od tysięcy lat i pod wieloma względami przypomina południowo-zachodnią tajgę. Szczyci się ogromnym bogactwem gatunkowym (rośnie tu 850 gatunków roślin naczyniowych), malowniczym krajobrazem, zróżnicowaną rzeźbą terenu i niezwykłym bogactwem podziemnych źródeł (jest ich tu około 430). To wszystko sprawiło, że bardzo mnie zaskoczyła i urzekła jednocześnie. Trudno było mi z niej wyjeżdżać. Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że tu leczenie lasem traktuje się bardzo poważnie. I to na wielu różnych poziomach. Supraśl – siedziba Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej – ma status uzdrowiska. Zasłużył na to miano czystym powietrzem, brakiem ośrodków przemysłowych, korzystnym mikroklimatem i bogatymi złożami borowin, które znajdują się w pobliżu miasteczka. W Supraślu działają dwa ośrodki oferujące zabiegi uzdrowiskowe (szpital i hotel), które zapraszają kuracjuszy „po zdrowie w cieniu sosen”. Mają w tym haśle sporo racji, bo jak pokazują badania bory iglaste – a takie zbiorowiska roślinne przeważają w Puszczy Knyszyńskiej – mają korzystne właściwości na ludzkie zdrowie, zwłaszcza na osoby narażone na stres (czyli praktycznie każdego).
![]() |
źródło: wydawnictwo pokonferencyjne, Puszcza Knyszyńska Perła w Koronie Jagiellonów |
Drugim powodem dla którego Puszcza Knyszyńska mnie tak urzekła jest to, że tu sosna jest święta.
Święta sosna supraska
W Puszczy Knyszyńskiej rośnie niepowtarzalny ekotyp sosny zwyczajnej nazywany sosną supraską, sosną masztową lub świętą sosną. Ekotyp ten utworzył się w wyniku naturalnej selekcji drzew najlepiej przystosowanych do lokalnych warunków. Okazy, które tu rosną, są bezpośrednimi potomkami drzew, które tysiące lat temu skolonizowały ten teren po ustąpieniu lodowca. W wyniku ewolucji drzewa wykształciły wyjątkowe cechy wyróżniające sosnę supraską na tle innych.
Sosna supraska rośnie wyjątkowo wysoka, prosta i wytrzymała. Jej strzała jest praktycznie pozbawiona bocznych gałęzi. Te cechy sprawiły, że była chętnie wykorzystywana do budowy masztów okrętów żeglownych. Spławiano ją rzeką Supraśl do Narwi, a później Wisłą do Gdańska i sprzedawano wielu europejskim krajom.
Ale nie tylko konstruktorzy żaglowców ją doceniali. Dla miejscowej ludności sosna supraska miała zupełnie inne znaczenie. To właśnie na tych drzewach wieszali oni drewniane kapliczki poświęcone pamięci przodków, zaginionych członków rodziny, w celu ochrony przed chorobą lub w innej intencji. Ten zwyczaj prawdopodobnie ma swoje korzenie jeszcze w pogaństwie.Według ludowego zwyczaju, kapliczka zawieszona na drzewie uświęcała drzewo, którego nikt później nie miał odwagi ściąć w obawie przed karą (np. ślepotą zsyłaną przez siły wyższe). Tej reguły przestrzegali też kupcy żydowscy, którzy przed II wojną wykupywali kwartały lasu na zrąb. Zdarzało się, że jeśli narazili się czymś okolicznej ludności, rano na najdorodniejszych drzewach mogli znaleźć uświęcające je kapliczki, które uniemożliwiały wycinkę.
Ogromny szacunek do sosny wciąż jest bardzo zauważalny w Puszczy Knyszyńskiej. Przy drogach prowadzących do Supraśla można spotkać powalone przez wichury Święte Sosny ukryte pod chroniącym je daszkami. Drzewa stały tam przez setki lat i kiedy uległy sile wiatru, nikt nie miał odwagi ich stamtąd zabrać, więc stały się bardzo nietypowymi, leżącymi pomnikami. Podchodząc do tych powalonych sosen supraskich można zauważyć nietypową, poskręcaną budowę ich pnia. Niestety nie udało mi się znaleźć naukowego wyjaśnienia tego fenomenu, miejscowa legenda głosi, że sosny skręcają się wtedy, kiedy rosną w Miejscu Mocy, o którym więcej opowiem Wam niżej.
Nasiona sosny supraskiej są tak cenne, że obecnie zbierane są przez alpinistów. Podobno całkiem niedawno znaleźli się tacy, co chcieli zasadzić cenną supraską sosnę za naszą zachodnią granicą, ale jak mówią miejscowi, ta jest prawdziwą patriotką i nie chciała rosnąć poza Puszczą Knyszyńską.
Czego warto doświadczyć w Puszczy Knyszyńskiej?
Powyższe czynniki sprawiają, że Puszcza Knyszyńska jest idealnym miejscem, żeby doświadczyć w niej kąpieli leśnej (shinrin-yoku). Na czym to polega?
Kąpiele leśne, lasoterapia, shinrin yoku – to terminy, które w Polsce
znane są od niedawna, ale tak naprawdę nie są niczym nowym. Narodziły
się w Japonii prawie 40 lat temu, mniej więcej w tym samym czasie co karoshi oznaczający nic innego jak śmierć z przepracowania.
Wszystkie te terminy odnoszą się do świadomego i uważnego przebywania w lesie po to, by czerpać z niego korzyści dla zdrowia fizycznego (np. obniżenie ciśnienia, poprawę odporności) i psychicznego (las wprowadza nas w stan głębokiego relaksu ponieważ aktywuje w naszym mózgu fale alfa).
Korzystny wpływ kąpieli leśnych na zdrowie jest bardzo dobrze udokumentowane badaniami naukowymi. Warto czerpać z nich pełnymi garściami.
Jak to zorganizować?
Podczas kapeli leśnej w centrum naszej uwagi powinna znajdować się
natura, która nas otacza i której powinniśmy doświadczać wszystkimi
zmysłami, nie tylko wzrokiem, ale też węchem, słuchem i … smakiem.
Powinniśmy zanurzyć się w atmosferze lasu i nie myśleć o niczym innym. Można to osiągnąć samodzielnie, ale nie jest to proste, zwłaszcza za pierwszym razem. Warto zwrócić się o pomoc do przewodnika kąpieli leśnych.
W Puszczy Knyszyńskiej działa Małgorzata Anna Charyton, która w swoim bardzo nietypowym biurze podróży Moc Podlasia ma w ofercie kąpiele leśne. Jeśli jesteście zainteresowani przeżyciem takiej przygody, skontaktujcie się bezpośrednio z p. Małgorzatą.
Na czym to polega i ile to trwa?
W praktyce, kąpiel leśna składa się z dwóch część: spaceru i leżakowania w hamakach. Nasza lasoterapia trwała 2,5 h. Ze względu na dość niską temperaturę listopadowego powietrza drzemkę
w hamaku zakończyliśmy po ok. 30 minutach. Latem leżakowanie trwa nieco
dłużej, bo ok. 60 minut, cała kąpiel zajmie więc 3 godziny.
Co gwarantuje organizator?
Hamak, karimatę (jeśli jest chłodno) oraz apteczkę.
Jak oceniam to doświadczenie?
Kąpiel leśna z przewodnikiem bardzo pomaga skupić się na tu i teraz. Zanim zaczęliśmy, nasza przewodniczka dopilnowała, żebyśmy wyłączyli telefony, nie pozwoliła nam wyjąć aparatów, zadawała nam takie pytania, które kierowały nasze myśli wgłąb nas i co najważniejsze, angażowała każdy nasz zmysł. Podczas wspólnego spaceru słuchaliśmy lasu w 360, grzaliśmy twarze w promieniach listopadowego słońca, smakowaliśmy i wąchaliśmy wodę z leśnego źródełka, grzebaliśmy gołymi rękami w świeżym kopcu kreta i jedliśmy zerwany w lesie szczawik zajęczy, żeby przyswoić trochę Mycobacterium vaccae odpowiadającą za produkcję serotoniny w naszych jelitach.
Nasza przewodniczka sypała leśnymi ciekawostkami jak z rękawa, dawała nam cenne wskazówki i zachęcała do większej odwagi w eksplorowaniu lasu. Gdzieś w połowie naszego spaceru, z niemałym zaskoczeniem zorientowałam się, że pierwszy raz podczas leśnej wędrówki mam ochotę dotykać tak wielu rzeczy i tylu różnych faktur. W czasach kiedy nasze dłonie suną tylko po gładkim ekranie telefonu, to była szalenie przyjemna odmiana czuć pod palcami mokry mech i chropowate liście.
Przyszłam na tę kąpiel naprawdę spięta i zmęczona bardzo intensywnym tempem naszej podróży, na początku miałam duży problem ze skupieniem uwagi i rozluźnieniem bardzo spiętych mięśni. Jednak po drzemce w hamaku poczułam się naprawdę lekko i spokojnie. Bardzo tego potrzebowałam.
Jak się przygotować?
Żeby nic nie rozpraszało Waszej uwagi podczas kąpieli leśnej, polecam zadbać o wygodny strój dostosowany do temperatury powietrza. Jesienią i zimą warto się naprawdę ciepło ubrać (jeśli nie wiecie jak to zrobić, ten wpis Wam pomoże), by nie zmarznąć podczas leżakowania w hamaku. Zabranie lekkiego koca lub tzw. kocoszalika i grubych wełnianych skarpet też może być dobrym pomysłem. Oprócz odpowiedniego stroju przyda się też coś do picia i mała przekąska, bo po kąpieli leśnej prawdopodobnie szybko zrobicie się głodni. Zaraz obok parkingu z którego startowaliśmy jest miejsce na ognisko, które może być doskonałym uzupełnieniem wcześniejszej lasoterapii.
Osobom bardzo zestresowanym i takim, które czują w ciele dużo napięć radziłabym wykonać przed kąpielą leśną kilka ćwiczeń rozciągających lub krótką sesję jogi. Ból napiętych mięśni bardzo przeszkadza w skupieniu się na tym, do czego zachęca przewodnik.
Sosnę supraską można też zjeść!
Wcześniej rozpoczętą
terapię lasem można kontynuować w restauracji Łukaszówka w Supraślu,
która serwuje lemoniadę i herbatę z dodatkiem syropu z sosny supraskiej.
Zachęcała nas do tego nasza przewodniczka kąpieli leśnych, która podkreślała, że olejki eteryczne drzew iglastych, poza tym, że działają antyseptycznie, pomagają
zwalczać objawy stresu. Oprócz tego, że warto je wdychać w lesie, można
je także spożywać. Syrop z sosny smakował nam tak bardzo, że po
degustacji w restauracji zabraliśmy ze sobą 5 butelek na wynos.
W restauracji Łukaszówka możecie spróbować też kuchni regionalnej, czyli takich podlaskich klasyków jak kartacze, babka ziemniaczana i kiszka ziemniaczana. Wszystkie wymienione dania zawierają mięso, roślinożercy mogą się posilić pierogami.
Po obiedzie warto wrócić do lasu!
Prawda jest taka, że w Puszczy Knyszyńskiej bardzo trudno jest wyjść z lasu, bo większość atrakcji dostępnych w okolicy znajduje się wśród drzew. W środku lasu możecie znaleźć miejsca mocy, silvarium, arboretum i… wystawę drewnianych rzeźb od której zaczęliśmy zwiedzanie.
Wystawa „Życie drzew” w pobliżu zbiornika Wyżary
Stworzona w bardzo nietypowy sposób, pełna symboliki i ukryta w środku lasu. Taka właśnie jest wystawa rzeźb „Życie drzew”, którą można zobaczyć w Puszczy Knyszyńskiej w pobliżu śródleśnego zbiornika Wyżary.
Prezentuje prace wykonane przez osoby chorujące na stwardnienie rozsiane zrzeszone w Grupie Nowolipie i studentów Wydziału Rzeźby ASP w Warszawie pod kierownictwem Pawła Althamera. Ci pierwsi projektowali, a ci drudzy władali dłutem i pobijakiem. Rzeźbili w drewnie, tylko po to, żeby wywieźć je później do lasu i zamanifestować, że miejsce drzew jest właśnie w lesie, a nie pod piłą.
Rzeźby w leśnej galerii stoją od 2017 roku i pomału niszczeją. Nie jest to jednak efekt zaniedbań, a celowego działania. Życie drzew nie kończy się bowiem na ścince czy upadku. Martwe drzewo jest źródłem pokarmu dla wielu gatunków roślin, zwierząt czy grzybów i powinno pozostać w lesie. Jego rozkład jest naturalną kontynuacją życia, jedynie w zmienionej formie. Podobny los dla swoich drewnianych rzeźb wybrali artyści z Warszawy. Jeśli więc chcecie zobaczyć tę niezwykłą wystawę, warto się spieszyć, bo nie wiadomo jak długo będzie się opierała rozkładowi.
Jak znaleźć tę wystawę?
„Życie drzew” znajdziecie wędrując ścieżką biegnącą wzdłuż zbiornika retencyjnego Wyżary, a następnie dwoma kładkami przez bagna. Zaraz za drugą kładką będzie czekała na Was pierwsza rzeźba. Wybierając się na wystawę warto pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze: ścieżka prowadząca do rzeźb biegnie przez teren podmokły, pamiętajcie o tym wybierając buty na spacer. Po drugie, wbrew temu co pokaże Wam nawigacja, do zbiornika Wyżary nie można dojechać samochodem (wjazd do lasu jest nielegalny). Samochód najlepiej zostawić we wsi Radunin i stamtąd przejść 3 km nad wodę. Jeszcze lepszym wyborem będzie rower i przedłużenie wycieczki o pobliskie rozlewiska Sianożątka, które znajdują się 2 km od leśniczówki Wyżary.
Silvarium w Poczopku
Widzieliśmy już wystawę rzeźb w lesie, teraz przyszła pora na Silvarium, czyli leśny park, w którym można znaleźć jeszcze więcej rzeźb, wędrujące skały, ciekawe tablice informacyjne, pokaźną kolekcję słonecznych zegarów i Energetyczną Dolinę Bovisa.
Zwiedzanie Silvarium warto zacząć od przestudiowania mapy obiektu, która znajduje się przy parkingu. Atrakcji i ścieżek jest tak dużo, że łatwo jakąś przeoczyć jeśli się nie wie, że za kolejnym zakrętem coś na nas jeszcze czeka. W Silvarium zaczynają się też szlaki turystyczne nazwane przez leśników Wędrownicami, Tropinkami czy Biegaczkami. Na zwiedzanie tego obiektu warto zarezerwować sobie nawet pół dnia.
To co mnie najbardziej zainteresowało w Silvarium to pokaźna kolekcja różnego rodzaju zegarów słonecznych i poromierzy. Właśnie ze względu na te urządzenia, leśny ogród warto odwiedzić w słoneczny dzień, żeby na własne oczy przekonać się, jak działają. Do przetestowania niektórych trzeba użyć własnego ciała jako wskazówki zegara. To i różnorodność innych atrakcji sprawia, że Silvarium to dobre miejsce do odwiedzenia z dziećmi, na pewno nie będą się tu nudzić.
Drugą rzeczą, która zwróciła moją uwagę były miejsca mocy: kamienny krąg i Energetyczna Dolina Bovisa. Oba te miejsca zostały dobrze opisane na jednej z tablic informacyjnych na terenie Silvarium. Pozwoliłam sobie ją zacytować:
różnorakie rodzaje promieniowania. Problematyką tą zajmuje się dziedzina
zwana geobiologią energetyczną. Jej emisariuszami są radiesteci.
Ważnymi
źródłami mniej lub b bardziej intensywnego promieniowania są podziemne
cieki wodne, struktury geologiczne, złoża minerałów, geobiologiczna
siatka globalna i diagonalna, naturalne pola fizyczne (magnetyczne,
elektryczne, termiczne) oraz kosmos z nasza życiodajną gwiazdą na czele.
Znaczenie ma też radiacja będąca dziełem człowieka (linie wysokiego napięcia, telefonia komórkowa, stacja radiowa itp.). Odnajdywaniem
i oceną oddziaływania promieniowania na świat ożywiony zajmują się
ludzie szczególnie uwrażliwieni na tego rodzaju emisje.
Skutki negatywnego wpływu niektórych rodzajów promieniowania na człowieka:
- Ogólne osłabienie i apatia
- Bezsenność, zwieszona pobudliwość i bóle głowy
- Zaburzenia pracy różnych organów
- Podatność na infekcje
Na
negatywne promieniowanie reagują też zwierzęta i rośliny. Większość z
nich w takich warunkach gorzej się rozwija, choruje, a w skrajnych
przypadkach ginie.
By ustrzec się od szkodliwego promieniowania
stosuje się tzw. neutralizatory naturalne (np. odpowiednio ustawione
kamienie) lub sztuczne (odpromiennik, ekrany radiestezyjne), które ponoć
skutecznie zmniejszają szkodliwą radiację.
Wokół nas można
odnaleźć również liczne miejsca koncentracji pozytywnych, przyjaznych
człowiekowi promieniowań, tzw. punktów energetycznych ziemi (miejsc
mocy). Na terenie Silvarium prezentujemy dwie trasy energetyczne
korzystnie oddziaływujące na organizmy żywe. Utworzoną przez człowieka
(główna aleja dojazdowa), będąca efektem odpowiednio ułożonych głazów
oraz naturalną – Dolinę mocy Bovisa – gdzie występuje cała sieć ognisk
pozytywnego promieniowania. Miejsca szczególnie intensywnej i dobrej dla
człowieka radiacji, oznaczono pomarańczowymi kropkami i/lub zielonymi
palikami.
Zapraszamy zatem do radiestezyjnych peregrynacji i
odkrywania „tajemniczych” sił przyrody, do zmierzenia się z własnymi
wątpliwościami.
Powyższy tekst pochodzi z tablicy informacyjnej umieszczonej w Silvarium w Poczopku.
Obecność tzw. miejsc mocy i rzekomego dobrego promieniowania wynosi leczenie lasem na zupełnie nowy poziom. Mieszkańcy Puszczy Knyszyńskiej niejednokrotnie wspominali, że takich punktów z dobrą energią jest w puszczy więcej. Najłatwiej znaleźć je wypatrując wielopiennych drzew, które podobno tylko pod wpływem dobrego promieniowania wypuszczają więcej niż jeden pień. Lokalna legenda głosi, że miejsca mocy mają też magiczną moc odmładzania, dlatego lokalne kobiety nie wyglądają na swój wiek😀
A po zmroku warto wybrać się na Szwędaczki Supraskie.
Szwędaczki Supraskie to idealna propozycja dla tych, którzy obawiają się, że po zmroku będą się nudzić. Są też bardzo ciekawą formą poznawania historii Supraśla oraz miejscowych wierzeń i legend. Na czym polegają?
Szwędaczki to nic innego jak spacer z przewodnikiem, który odbywa się po zachodzie słońca. Nie jest to jednak taki zwykły spacer, ponieważ uczestnicy oświetlają sobie drogę pochodniami, a na trasie czekają na nich niezwykłe spotkania z żyjącymi w puszczy Rusałkami, Duchem Puszczy czy Białą Damą zamieszkującą Pałac Buchholtza. Na takim spacerze ani dzieci, ani dorośli nie mają szansy się nudzić.
Szwędaczki trwają około 1,5 h, starują spod sklepu Kopart przy ul. 3-go Maja w Supraślu, który jest przy okazji galerią prac organizatorki Szwędaczek – Katarzyny Kopeć. Informacji o Szwędaczkach najlepiej szukać bezpośrednio u organizatorki lub na Facebooku.
Gdzie spać?
Supraśl, to małe, senne miasteczko, które jest dobrą bazą wypadową do wszystkich najważniejszych atrakcji w okolicy. Gdziekolwiek się wybierzecie (zwłaszcza po sezonie), znajdziecie ciszę i spokój. My zdecydowaliśmy się na nocleg w bardzo specyficznym miejscu nieco oddalonym od miasta. Zatrzymaliśmy się na Wietrznej Wieży, która stoi na skraju lasu. Z jej tarasu bez problemu można podziwiać gwiazdy, w okolicy jest tak ciemno. I choć między łóżkiem znajdującym się na najwyższym piętrze, a kuchnią znajdująca się na parterze trzeba pokonać 47 schodów, mieszkało nam się tam bardzo wygodnie.
Skok w bok: Tykocin i Kiermusy
Będąc w Puszczy Knyszyńskiej warto zrobić skok w bok i odwiedzić Tykocin i pobliską wieś Kiermusy.
Zamek w Tykocinie
Zamek w Tykocinie to w zasadzie jedyny zamek na Podlasiu, który nie znajduje się w stanie ruiny, choć i jego los nie oszczędzał. Niegdyś był siedzibą króla Polski Zygmunta Augusta. To tu przechowywany był największy arsenał Rzeczypospolitej końca XVI wieku. Po śmierci króla, zamek przez lata przechodził z rąk do rąk, a w 1750 roku rozpoczęła się jego rozbiórka. Zamkowe cegły posłużyły do odbudowy Tykocina zniszczonego podczas wojny o sukcesję Polski. Jeszcze 20 lat temu miał tylko kamienne fundamenty. Dziś trzy z czterech skrzydeł zamku zostały odbudowane przez prywatnego inwestora. Obecnie zamek pełni różne funkcje. Działa tu muzeum, hotel i restauracja.
Zamek w Tykocinie można zwiedzać tylko z przewodnikiem, grupy ruszają co godzinę między 11.00 a 16.00. Koszt zwiedzania to 15 zł od osoby. Więcej informacji organizacyjnych znajdziecie na stronie tykocińskiego zamku: www.zamekwtykocinie.pl/zwiedzanie/.
Po wycieczce warto zajrzeć do zamkowej restauracji i spróbować tam litewskiego kwasu z beczki oraz słynnego bialysa.
Bialys albo bialy to drożdżowa bułka wywodząca się z kuchni żydowskiej, która przypomina nieco bajgla, z tą różnicą, że bialysa nie gotuje się przed pieczeniem i nie ma on charakterystycznej dla bajgla dziurki. Bialys na wierzchu posypywany jest cebulą i makiem, a w zamkowej restauracji podawany jest dużą ilością nadzienia. W wersji wege zawiera warzywny kotlet, pastę z suszonych pomidorów, sos i warzywa. Mięsożercy mogą zjeść bialysa z łososiem, pastrami lub gęsią.
Kiermusy
Po obiedzie warto ruszyć dalej w trasę i zajrzeć do pobliskiej kolonii Kiermusy, która spodoba się na pewno wszystkim fanom ładu architektonicznego. Znajdujący się tam dworek, karczma i 5 domków nazywanych Dworskimi Czworakami (wszystko do wynajęcia) to prawdziwe eyecandy. Ale to nie wszystko!
W Kiermusach znajduje się też prywatne Muzeum Oręża Polskiego im. im. Jerzego Hoffmana, które w okresie letnim czynne jest w każdą niedzielę w godzinach od 12.00 do 17.00. Grupy zorganizowane mogą rezerwować zwiedzanie przez cały rok (więcej informacji organizacyjnych znajdziecie na tej stronie).
Zaraz obok zamku, w którym mieści się muzeum, na zwiedzających czeka kolejne Miejsce Mocy. Tym razem nie leczące i nie odmładzające, ale spełniające marzenia😀 Podobno, żeby spełnić swe najskrytsze życzenie, wystarczy wejść do kręgu 13 kamieni, zapalić świecę, obskoczyć wszystkie głazy w kręgu, po czym usiąść pomyśleć życzenie i zdmuchnąć świecę. Marzenie powinno się niebawem spełnić.
Szkoda, że na wycieczki po Polsce nie wożę ze sobą świec, bo może wyczarowałabym sobie jeszcze miesiąc pobytu na Podlasiu😀
Wszystkie miejsca o których mowa w tym wpisie najdziecie na poniższej mapie.
P.S. Jeśli przysługuje Wam Bon Turystyczny, pamiętajcie, że pobyt lub leczenie sanatoryjne w cieniu sosen możecie sfinansować przy jego użyciu. Pełną listę obiektów akceptujących tę formę finansowania pobytu w Supraślu znajdziecie tutaj.
P.P.S. Ten wpis powstał w ramach IV Turystycznych Mistrzostw Blogerów w których reprezentuję województwo podlaskie.
Będę wdzięczna, jeśli okażecie nam trochę wsparcia i pomożecie zdobyć tym treściom jak największe zasięgi. Jeśli znacie kogoś, to może być zainteresowany odkrywaniem Podlasia, dajcie mu znać o tym opracowaniu. Podlaskie naprawdę na to zasługuje!