Na czarny szlak biegnący wzdłuż północnego brzegu Jeziora Dymaczewskiego trafiłam przypadkiem patrząc na mapę podczas pisania posta o Ludwikowie. Szybko rzuciłam okiem na zdjęcia w Googlu i od razu wrzuciłam to miejsce na pierwsze miejsce listy „Do odwiedzenia”.
Opracowując trasę przejścia postanowiłam podążyć śladem Mili i jej opiekunów. Wycieczkę zaczęliśmy od wiaty wypoczynkowej w Górce, następnie wzdłuż pól ruszyliśmy do Dymczewa Starego i tam rozpoczęliśmy wędrówkę czarnym szlakiem do Rezerwatu Czapliniec. Stamtąd niebieskim szlakiem wróciliśmy do wiaty w Górce.
Ani razu nie zboczyliśmy z założonej trasy, a to nie zdarza nam się często. Szlaki w tej okolicy są świeżo odmalowane i nie trzeba ich szukać z lupą w ręku.
Po drodze mijało nas kilku rowerzystów MTB przyprawiając mnie o prawie zawał, kiedy wyskakiwali mi za plecami zza górki. Podejrzewam, że mój trekkingowy rower też poradziłby sobie z tym terenem, ale na rowerze miejskimi mogłoby być już ciężko.
Mimo, iż trasa czarnego szlaku cały czas biegła wzdłuż jeziora, udało nam się wyjść z lasu z czystymi butami (o tej porze roku to niezły wyczyn). Żałuję, że nie mieliśmy już czasu, żeby przejść na drugą stronę jeziora, gdzie znajdują się ośrodki wypoczynkowe, pomost i gdzie leży też wieś Łódź.
Po drodze urządziliśmy sobie też mały piknik. Całe wszczęcie, że Ragsy i woreczek domowych ciastek mieszczą mi się do plecaka fotograficznego😀
Na wysokości rezerwatu Czapliniec znajduje się węzeł kilku szlaków turystycznych. Jak widać można nimi dotrzeć do okolicznych stacji PKP (w Rosnówku i Stęszewie) oraz do Jeziora Kociołek, które jest rzut beretem od Ludwikowa.