Kilka miesięcy temu na mojej nodze pojawił się pierwszy, długo wyczekiwany tatuaż – urodzinowy prezent od niemęża (mówiłam już, że robi najlepsze prezenty?), który na samym początku wymagał szczególnego traktowania. Na umówioną w salonie tatuażu sesję szłam z założeniem, że w kwestiach związanych z pielęgnacją świeżego tatuażu posłucham specjalisty, ale nie byłabym sobą, gdybym ostatecznie nie zrobiła czegoś po swojemu:)

Zalecenia jaki otrzymałam od tatuażystki:

  1. przez pierwsze 4 dni nosić na skórze specjalną folię ochronną (po pierwszym dniu zmienić na świeżą)
  2. tatuaż myć szarym mydłem lub płynem do higieny intymnej
  3. delikatni osuszać skórę papierowym ręcznikiem
  4. smarować tatuaż kilka razy dziennie maścią Bephanten
Generalnie chodziło o to, by skórę traktować delikatnie, nie narażać jej na kontakt z potencjalnie drażniącymi czynnikami (szorstkim i pełnym bakterii ręcznikiem, silnymi substancjami zapachowymi czy myjącymi) oraz często smarować emolientową maścią. Jak wiadomo szare mydło jest delikatne dla skóry w podobnym stopniu co pumeks, więc nawet nie brałam go pod uwagę, do mycia tatuażu wybrałam płyn do higieny intymnej.

Ze smarowaniem nie było już tak prosto, płacenie ponad 30 zł za maść (mieszankę lanoliny z parafiną, która jest popularna również w preparatach specjalistycznych przeznaczonych do tatuaży) niespecjalnie mi się uśmiechało, zapytałam więc na instagramie, czy świeży tatuaż można smarować olejem kokosowym. Wśród wielu głosów oburzonych zwolenników substancji ropopochodnych znalazł się jeden głos rozsądku należący do dziewczyn z Piggypeg, którego postanowiłam posłuchać😃

Zdecydowałam więc:

  1. przez pierwsze 4 dni nosić na skórze specjalną folię ochronną (po pierwszym dniu zmienić na świeżą)
  2. tatuaż myć płynem do higieny intymnej Facellle, któremu jestem wierna od lat
  3. delikatni osuszać skórę papierowym ręcznikiem
  4. smarować tatuaż kilka razy dziennie maścią Derma*
  5. ochraniać łydkę przed promieniowaniem słonecznym (ubiorem, nie kremem)
  6. zrezygnować z kąpieli w basenach i jeziorach przynajmniej przez miesiąc od powstania tatuażu (dmuchałam na zimne)
Przy zachowaniu powyższych zasad tatuaż goił się bezproblemowo. Skóra schowana bezpiecznie pod folią przez pierwsze dni miała czas się trochę zregenerować, była też zabezpieczona przed ocieraniem się o materiał długiej spódnicy i spodni, które nosiłam latem by ochronić świeży tatuaż przed słońcem. Nie spotkało mnie żadne uporczywe swędzenie ani żaden wysięk osocza pod folią.

Mniej więcej po tygodniu od zdjęcia folii i smarowania tatuażu maścią Derma, podczas kąpieli zmyłam z rysunku martwy naskórek z nadmiarem tuszu, obyło się bez brzydkiego łuszczenia. Maść bazująca na oleju kokosowym sprawdziła się idealnie i jak widać duszenie skóry pod warstwą parafiny nie było konieczne. Gojenie mam już za sobą, teraz jedynym wyzwaniem jest znalezienie na przyszłe lato godnego kremu z wysokim filtrem, by ochronić tusz przed blaknięciem. Any ideas?

P.S. Tatuaż przedstawia Antka i Tosię, dwa kochane kocie istnienia z którymi musiałam pożegnać dużo szybciej niż bym chciała. Autorką rysunku jest Entala.

*Skład maści Derma: Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Aloe Barbadensis Leaf Extract*, Cocos Nucifera Oil*, Polyglyceryl-2 Dipolyhydroxystearate, Tapioca Starch, Prunus Armeniaca Kernel Oil*, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Hydrogenated Castor Oil, Magnesium Sulfate, Lactic Acid, Sodium Benzoate

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.