Kiedy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, nie byłam do niej przekonana. Klasycznie oceniłam ją po okładce i uznałam, że to kolejna pozycja, która będzie mnie przekonywać, że kluczem do szczęścia jest kubek kakao i miękki kocyk. Skusiłam się na nią dopiero wtedy, kiedy doczytałam, że autorka Ingrid Fetell Lee przez kilka lat pracowała w IDEO. Wielu z Was ta nazwa pewnie nic nie mówi, więc wyjaśnię, że IDEO to jedna z najsłynniejszych na świcie firm projektowych. To w niej narodziła się metoda projektowania zwana design thinking, którą pracuję na co dzień. Jeśli gdziekolwiek ktoś mógł wymyślić jak zaprojektować radość, to mogło być tylko w IDEO.
Skąd pomysł, że radość można zaprojektować?
Kilkuletnie badania autorki nad radością rozpoczęły się na pierwszym roku jej studiów projektowych, w 2008 roku. Jak sama wspomina:
Jest rok 2008 i właśnie kończę pierwszy rok w szkole projektowania. I jestem na mojej pierwszej recenzji na koniec roku, która jest formą rytualnej tortury dla studentów projektowania, gdzie każą ci wziąć wszystko, co zrobiłeś w ciągu roku, położyć to na stole i stać obok niego, podczas gdy grupa profesorów, z których większości nigdy wcześniej nie widzieliście, przekazuje wam swoje opinie. A więc moja kolej i stoję obok mojego stołu, wszystko w porządku i mam tylko nadzieję, że moi profesorowie zobaczą, ile wysiłku włożyłam, aby moje projekty były praktyczne, ergonomiczne i zrównoważone. I zaczynam się naprawdę denerwować, bo przez długi czas nikt nic nie mówi. Panuje całkowita cisza. Wtedy jeden z profesorów mówi: „Twoja praca daje mi radość”.
Radość? Chciałam zostać projektantką, ponieważ chciałam rozwiązywać prawdziwe problemy. Wydaje mi się, że radość jest fajna, ale mało znacząca. Ale byłam też trochę zaintrygowana. Radość jest nieuchwytnym uczuciem, jak może wynikać z rzeczy leżących na stole obok mnie? Zapytałam profesorów: „W jaki sposób rzeczy sprawiają, że czujemy radość? W jaki sposób rzeczy materialne sprawiają, że odczuwamy niematerialną radość?”. Dyskutowali, grzebali i dużo gestykulowali rękami. „Po prostu robią” – powiedzieli.”
Po tym egzaminie Ingrid Fetell Lee rozpoczęła swoją przygodę z projektowaniem radości. Podczas kilku lat badań, zbierania informacji i podglądania pracy innych projektantów wyłoniła kilka czynników, które sprawiają, że w kontakcie z danym przedmiotem czy otoczeniem zaczynamy odczuwać radość, czyli nagły i intensywny zastrzyk pozytywnych emocji, które sprawiają, że mamy ochotę podskakiwać.
Według autorki radość, różni się od spokojnego i statecznego szczęścia. Kultura w jakiej żyjemy nie daje nam wielu okazji do jej doświadczania, co według autorki ma negatywny wpływ na nasze życie.
„Radość wyewoluowała w wyraźnym celu i pomaga nam skierować się ku otoczeniu, które zachęciłoby nas do rozkwitu. To nasz wewnętrzny przewodnik po rzeczach, które nas ożywiają, stymulują i podtrzymują. Mówiąc prościej, radość sprawia, że warto żyć.
A jednak z jakiegoś powodu zdecydowaliśmy, że jest zbyteczna – jest jak lukier na torcie, a nie integralna część samego ciasta. Starannie dzielimy nasze życie na potrzeby i pragnienia i chociaż źródła radości biorą się z zaznaczenia tego, co jest niezbędne dla naszego przetrwania, stała się ona symbolem najwyższego luksusu, dodatkowego, na który pozwalamy sobie tylko wtedy, gdy wszystkie nasze potrzeby są zaspokojone. Problem polega na tym, że bez radości możemy przetrwać, ale nie prosperujemy. Jeśli rzadko się śmiejemy lub bawimy, jeśli nigdy nie widzimy przebłysków magii, przebłysków transcendencji lub wybuchów celebracji, to bez względu na to, jak dobrze jesteśmy odżywieni i jak bardzo jest nam wygodnie, tak naprawdę nie żyjemy.
Kiedy zaakceptowaliśmy pogląd, że radość jest nieistotna, z łatwością wymknęła się ona z centrum naszego życia. Praca stała się niekończącym się podnoszeniem produktywności, a nie radością rzemiosła lub tworzenia. Szkoła stała się raczej miejscem ukierunkowanym na osiągnięcia niż na eksplorację lub przygodę. Systematycznie wypierano radość z miejsc, w których spędzamy większość dni. To samo stało się z naszym fizycznym otoczeniem. Budynki stały się raczej płótnami do pokazywani statusu, ideologii lub tożsamości marki, a nie przestrzeniami do kultywowania radości. Gdy radość przeniosła się na skraj naszego świata, na place zabaw i plaże, do rezerwatów przyrody i sklepów ze słodyczami, reszta świata została skazana na marność.”
Co daje nam radość?
Podczas czytania tej książki bardzo dużo się nad tym zastanawiałam. Po roku spędzonym w trybie przetrwania i wstrzymania wszystkich wydarzeń, które były gwarantem radości (koncertów, letnich festiwali, dalszych podróży, świątecznych spotkań w gronie rodziny i znajomych) byłam tej radości tak spragniona, że faktycznie zaczęłam jej szukać również w przedmiotach. Znalazłam ją m.in w moich nowych holograficznych wrotkach i pryzmatach, które powiesiłam w oknach, żeby w słoneczne dni rzucały na ściany tęczowe refleksy.
O triggery radości zapytałam też moich obserwatorów na instagramie. Sądząc po komentarzach, radość można czerpać z naprawdę drobnych rzeczy.
Każda z rzeczy czy czynności wymieniona w komentarzach wpisuje się w jedną z 10 estetyk radości wyłonionych przez autorkę książki.
„Co takiego jest w tych rzeczach, że są tak radosne? Miałam ich zdjęcia na ścianie w moim studio i każdego dnia wchodziłam i próbowałem to zrozumieć. Aż pewnego dnia coś zaskoczyło. Widziałam wszystkie te wzory: okrągłe przedmioty … jaskrawe kolory … symetryczne kształty … poczucie obfitości i wielości … uczucie lekkości lub uniesienia. Kiedy zobaczyłam to w ten sposób, zdałam sobie sprawę, że chociaż uczucie radości jest tajemnicze i ulotne, możemy uzyskać do niego dostęp poprzez namacalne, fizyczne cechy lub to, co projektanci nazywają estetyką, słowo, które pochodzi z tego samego źródła, co greckie słowo „aísthomai , „co oznacza” czuję „,” wyczuwam „,” dostrzegam „. A ponieważ te wzorce mówiły mi, że radość zaczyna się od zmysłów, zaczęłam nazywać je „Estetyką Radości”
I w następstwie tego odkrycia zauważyłam, że spacerując, zacząłem dostrzegać małe chwile radości wszędzie, gdzie się udałam – zabytkowy żółty samochód lub sprytne dzieło sztuki ulicznej. To było tak, jakbym miała parę różowych okularów na nosie. Teraz, kiedy wiedziałam, czego szukać, widziałam to wszędzie. Zupełnie tak, jakby te chwile radości cały czas były ukryte na widoku.”
Estetyki radości opisane w książce to: Energia, Obfitość, Wolność, Harmonia, Zabawa, Zaskoczenie, Transcendencja, Magia, Świętowanie i Odnowa.
Żeby łatwiej było je znaleźć lub wprowadzić do codziennego życia Ingrid Fetell Lee na końcu książki zamieściła zestaw przydatnych narzędzi, które mogą się przydać podczas projektowania wnętrza, planowania wakacji czy organizacji ważnej uroczystości. Według autorki świętowanie, celebrowanie i dzielenie się radością z innymi potęguje jej moc i sprawia, że odczuwamy ją silniej.
„Im bardziej dzielimy się radością, tym większa ona się
staje. W konsekwencji powinniśmy zarządzać radością w dokładnie odwrotny sposób, niż zarządzamy pieniędzmi. Powinniśmy ją cała wydawać przy każdej
nadarzającej się okazji. Świętując z muzyką i fajerwerkami, z gigantycznymi balonami i brokatem, przekazujemy naszą radość daleko i szeroko, aby inni mogli się przyłączyć. Ponieważ im bardziej jesteśmy hojni w rozdawaniu radości, tym więcej mamy jej dla siebie.”
Czy po przeczytaniu książki zgadzam się z autorką, że radość można zaprojektować?
Zdecydowanie tak! I zdecydowanie warto o tym pamiętać wybierając przedmioty którymi na co dzień będziemy się otaczać, planując wydarzenia, które na długo mają zostać w naszej pamięci i projektując wnętrza w których będziemy spędzać dużą część naszego życia. Jak przekonuje Ingrid Fetell Lee zastrzyk radości można uzyskać bardzo małym kosztem, czasami będzie ona kosztować tyle co puszka kolorowej farby, tyle co kilka balonów czy garść (najlepiej papierowego) confetti. A czasami będzie darmowa, jeśli tylko wyjdziemy z domu i zanurzymy się w naturze i skorzystamy z dostępnego dla wszystkich bogactwa kolorów, kształtów i faktur.
Jeśli temat projektowania radości Was zainteresował, to oprócz lektury książki zachęcam Was do obejrzenia wystąpienia autorki na konferencji TEDtalk i zaobserwowanie jej konta na instagramie.