Tegoroczny urlop spędziliśmy w Norwegii. Pewnie długo by do tego nie doszło, gdybyśmy nie dostali biletów lotniczych w prezencie ślubnym. Naszą norweską przygodę rozpoczęliśmy w Bergen, do którego ruszyliśmy w drugiej połowie września, 5 dni po ślubie. Nie mieliśmy za dużo czasu żeby dobrze przygotować się do wyjazdu. Spakowani byliśmy jak należy (kurki przeciwdeszczowe, czapki, szaliki i zapas jedzenia), czasu na reaserch pobliskich atrakcji nie było jednak za dużo. Gdzieś pomiędzy jednym smarkiem a drugim zdołałam zaznaczyć sobie na mapie najpopularniejsze miejscówki (o tym jak to robię pisałam TU), na więcej nie miałam siły.
Plan był taki:
- O 2 w nocy wstajemy, wsiadamy w samochód i 1,5h docieramy na lotnisko.
- O 6.45 wylatujemy z Gdańska i 2h docieramy do Bergen
- Jedziemy do hotelu, zostawiamy plecaki w przechowalni (zameldowanie dopiero od 15) i ruszamy na cały dzień w miasto, bez spiny, idąc tam, gdzie nas nogi poniosą.
- Następnego dnia o 16.00 wsiadamy na prom i ruszamy dalej na północ Norwegii.
Plan swoje, a życie swoje. Brutalnie przypomniało nam, że w naszym przypadku nie ma wycieczek bez przypału (kto pamięta historię naszej podróży do Kowna i Rygi?). Zwiedzanie Bergen zamiast o 10.00 zaczęliśmy po 15.00. 5 godzin straciliśmy na lotnisku w Gdańsk z powodu awarii silnika, która objawiła się w momencie, kiedy samolot już prawie oderwał się od ziemi. Awaria wbrew temu co podały media była na tyle poważna, że lot odbył się inną maszyną podstawioną przez linie lotnicze, podczas gdy nasz pierwszy samolot wciąż stał rozgrzebany na płycie lotniska. O tym, że mieliśmy awarię silnika dowiedzieliśmy się oczywiście od rodziny (a oni z mediów) kiblując na lotnisku, załoga nie raczyła nas o tym poinformować. Dobrze, że byłam zbyt chora i zmęczona, żeby się tym przejmować😂 Jedyny plus tej sytuacji był taki, że do centrum Bergen dotarliśmy akurat na początek doby hotelowej i bagaże mogliśmy zostawić w pokoju.
Dojazd z lotniska
Z lotniska do centrum miasta można dojechać taksówką (najdrożej), autobusem ekspresowym (ok. 20 minut, ale też całkiem drogo) i tramwajem (40 minut – najdłużej ale i najtaniej, piękne widoki po drodze gratis). My wybraliśmy tę trzecią opcję. Tramwaj (Light rail) z lotniska do centrum miasta to nowa inwestycja, komfort jazdy jest wysoki, nowe szyny i nowe wagony zapewniają ciszę w pojeździe. Tramwaj jeździ z częstotliwością metra i wjeżdża wprost do centrum, więc to jest naprawdę spoko opcja. Fun fact: zapowiedź każdego kolejnego przestanku w tramwaju ma swój własny dżingiel. Do tej pory zastanawiam się po co😀
Hotel
Nocleg (jak wiele innych rzeczy związanych z tym wyjazdem) załatwialiśmy na ostatnią chwilę. Nie wiem czy to miało jakieś znaczenie, ale przeszukując AirBnB i Booking zaskoczona byłam jak trudno znaleźć w Bergen pokój z osobną łazienką w cenie, która nie zwala z nóg.
Ostatecznie zatrzymaliśmy się w CityBox Bergen. Może nie był to najtańszy wybór, ale lokalizacja hotelu i udogodnienia jakie oferuje były warte tej ceny. CityBox nie oferuje śniadań, ale za to daje gościom dostęp do „mini kuchni” w której dostępna jest mikrofalówka, czajnik, ekspres do kawy (za dodatkową opłatą) i maszyna vendingowa. Niestety CityBox zapewnia tylko naczynia i sztućce jednorazowe, więc warto się na to przygotować przywożąc własny, wielorazowy niezbędnik. W hotelu dostępna jest też przechowalnia bagażu z której można korzystać przed i po wymeldowaniu.
Hotel (jak większość budynków w Norwegii) ogrzewany jest elektrycznie, każdy pokój ma swój mały elektryczny grzejnik, który wystarczy podłączyć do prądu zwykłą wtyczką. Spoko opcja dla wiecznych zmarzluchów. Moje hulające w najlepsze zapalenie zatok było bardzo szczęśliwe z możliwości dogrzania pokoju w całkiem zimną już, wrześniową noc.
Zameldowanie i wymeldowanie odbywa się bezobsługowo za pomocą automatu ustawionego w holu hotelu. Mimo to w hotelu stale dostępny jest ktoś z obsługi i z uśmiechem na ustach we wszystkim pomaga. Serio, Norwegowie to bardzo uprzejmy naród, przez cały pobyt nie spotkaliśmy nikogo nieuprzejmego.
Jedzenie
W tej kategorii niestety nie mogę Wam polecić nic więcej poza: weźcie z domu własny prowiant.😀Jedzenie w Norwegii jest bardzo drogie (jak wszystko inne zresztą), bochenek chleba czy puszka piwa to koszt ok. 16-20 zł, ile kosztuje jedzenie w knajpach nawet nie chciałam sprawdzać. W hotelu mieliśmy dostęp do czajnika i mikrofalówki, jedną noc daliśmy radę przetrwać na bułkach i gotowych daniach z pobliskiego marketu. Przy okazji warto zaznaczyć, że w każdym odwiedzanym przez nas markecie było sporo produktów dedykowanych weganom. W Remie można kupić słynne już Beyond Burgery czy Impossible Burgery.
Jak podaje Happy Cow w Bergen jest tylko jedna typowo wegańska knajpa, ale z roślinnymi opcjami w innych restauracjach nie powinno być problemu. Największą atrakcją dla foodies w Bergen jest targ rybny, który mnie rzecz jasna nie interesował, a niemęża odstraszyły ceny.
Waluta
Jeśli już o kasie mowa, to wspomnę od razu, że w norweską walutą jest korona norweska. 1 nok = ok. 0,45 gr. To oznacza, że każdą cenę, którą widzicie w sklepie należy podzielić przez dwa, by sprawdzić jej wysokość w złotówkach. Ale dla własnego zdrowia psychicznego lepiej tego nie robić😂 Będąc w Norwegi jeść coś trzeba, więc i trzeba płacić. Jeśli nie macie jeszcze konta walutowego i podobnie jak ja nie znosicie nosić przy sobie gotówki, polecam założenie konto Revolut (rejestrując się z tego linka dostaniecie przesyłkę karty z Wielkiej Brytanii gratis i 30 zł bonusu po wykonaniu pierwszej transakcji). Za pomocą aplikacji służącej do zarządzania kontem możecie kupić dowolną walutę i płacić jedną kartą praktycznie na całym świecie. Aplikacja daje wygodny podgląd na stan konta i historię wydatków. Podstawowy pakiet Revoult jest bezpłatny, więc nawet jeśli teraz nie podróżujecie, nic nie płacicie za konto i kartę.
Zwiedzanie
Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy od Bayparken – parku, który znajduje się w centrum „starówki” i jest jednocześnie przestankiem końcowym linii tramwajowej biegnącej z lotniska. Z hotelu mieliśmy do niego jakieś 3 minuty spacerem. Miłośnicy sztuki powinni się w tej okolicy zatrzymać na dłużej, gdyż park z prawie każdej strony otaczają muzea i galerie sztuki (do niektórych udało nam się wejść za darmoszkę).
Dalej nogi poniosły nas na główny plac miasta Torvallmenningen i stamtąd prosto do portu z którego mieliśmy następnego dnia odpływać do Floro i z którego mieliśmy doskonały widok na Bryggen – nadbrzeże zabudowane charakterystycznymi, drewnianymi domkami hanzeatyckich kupców. Do Bryggen warto podejść bliżej i nie tylko obejrzeć wielobarwne fasady, ale też wejść w głąb wąskich „uliczek” biegnących między domkami i przekonać się jakie te budynki są…. przeraźliwie krzywe!
Z portu nogi poniosły nas do stacji kolejki Fløibanen, która zawiozła nas na szczyt Fløien. Nie jest to duża góra ale byliśmy już zmęczeni rozpoczętym o drugiej w nocy dniem i odpuściliśmy spacer pod górę. Kolejka nie jest tania, ale pozwoliła nam zaoszczędzić trochę czasu.
Na Fløien rozpoczyna się kilka szlaków które prowadzą dalej w góry. Niestety było już za późno, żeby móc nimi podążać, doszliśmy tylko do jeziora Skomakerdiket i wróciliśmy na taras widokowy Fløien akurat na rozpoczynający się zachód słońca. Z góry zeszliśmy już na piechotę i z powrotem trafiliśmy do Bryggen.
Następnego dnia ruszyliśmy w drugą stronę, odwiedziliśmy kampus uniwersytecki i łażąc bliżej nieokreślonymi uliczkami trafiliśmy do nadbrzeżnego parku Nordnes Park, który zaprowadził nas ponownie do centrum. Czasu zostało nam już tylko na szybki obiad i musieliśmy zmierzać na prom.
Prom
Bergen jest często nazywane bramą do fiordów, w porcie znajdującym się w centrum miasta zaczyna się kilka szlaków prowadzących na północ kraju. Trasy promów biegną wzdłuż fiordów i są bardzo malownicze, jeśli tylko będziecie mieli okazję, bardzo polecam taki rejs. Niestety z nieznanych mi do końca przyczyn (podejrzewam, że podatkowych) bilety kupowane online z Polski są droższe niż te widoczne dla osób przebywających w Norwegii. Na szczęście bilety pomógł nam kupić brat niemęża mieszkający w Norwegii, więc były bardzo drogie, a nie koszmarnie drogie😂
1 Comment
Wspaniale!! Szkoda,ze do Moss nie zawitaliscie. Zapraszalam! Cudowny ten wasz blog. Dziekuje za rekomendacje ksiazek.W jednej sie na serio zakochalam. Pozdrawiam!