Bambusowa szczoteczka do zębów to zerowastowy gadżet, na który patrzyłam z dużą dozą nieufności.
Po pierwsze, mam bardzo wrażliwe dziąsła, które nie tolerują past z fluorem, SLSów i twardych szczoteczek. W zasadzie jedynym ratunkiem dla mojej paszczy były do tej pory ultra miękkie szczoteczki Curaprox. Bałam się, że włosie bambusowej szczoteczki będzie dla mnie za twarde.
Po drugie, trafiłam na jakieś facebookowej grupie na historię użytkowniczki takich szczoteczek o wbijających się w pliczki drzazgach. Przyznam, że nie była to zbyt zachęcająca wizja.
Po trzecie, podobne produkty traktuję jako gadżety. Uważam, że w kwestii zero waste ważniejsza dla mnie w tej chwili jest kwestia ograniczenia opakowań po żywności (najlepiej poparta też jakąś zmianą systemową), a szczoteczka wyrzucana raz na kilka miesięcy niewiele zmieni. No ale skoro bambusowa szczoteczka już pojawiła się tuż przed moim nosem podczas zakupów w Lidlu, skusiłam się na test. BTW trzeba przyznać, że ta sieć nadzwyczaj szybko reaguje na wszelkie trendy konsumenckie i sugestie klientów. Mój stosunek do trendów już znacie, mam nadzieję, że w przypadku Lidla zainteresowanie zero waste nie skończy się na chwilowym zrywie.
Jak mi się sprawdziła szczoteczka bambusowa?
Jak na razie bardzo dobrze. Moje dziąsła nie ucierpiały, drzazgi nie poleciały. Mam wrażenie, że włosie tej szczoteczki nie strzępi się tak szybko jak u tych tradycyjnych. Powiedziałbym, że ich trwałość jest zbliżona do Curaproxów. Podoba mi się również to, że włosie szczoteczki nie zabarwia się na czarno od pasty z węglem, której czasami używam.
Jedynym minusem bambusowej szczoteczki jaki zauważyłam jest smak mokrego drewna w ustach. Choć drewno generalnie bardzo lubię, to jednak obojętny smakowo plastik bardziej mi odpowiadał. Po kilku dniach przyzwyczaiłam się do tego smaku, ale wciąż nie jest on moim ulubionym.
1 Comment
Nigdy nie korzystałam z tego typu szczoteczek.