Czas znowu mnie zaskoczył, znowu nie potrafię powiedzieć kiedy miął cały miesiąc (w zasadzie prawie półtora). Co robiłam we wrześniu?
Cieszyłam się pięknym latem. Udało mi się w końcu trafić na taras widokowy w Zamku Królewskim i obejrzeć miasto z góry (jak wspominałam TU w Poznaniu nie ma zbyt wielu ku temu okazji).
PRO TIP: we wtorki można wejść za darmo.
Mimo panujących we wrześniu letnich upałów cieszyłam się też pierwszymi jesiennymi przysmakami, czyli wegańskim, kruchym, owsianym ciastem ze śliwkami i cynamonem. Na własne potrzeby zweganizowałam przepis z książki Przemytnicy marchewki, groszku, soczewicy.
We wrześniu odkryłam też Woblink. Całe szczęście, że podczas codziennych dojazdów do pracy wyrywam z doby przynajmniej 40 minut na czytanie, inaczej moje zapasy kupionych w promocji ebooków czekałyby rok na swoją kolej. Na pierwszy ogień poszły Żniwa zła. Skończyły się zdecydowanie za szybko. Niecierpliwie czekam na następne części i serial, który ma powstać w oparciu o całą serię.
W jakiś luźniejszy weekend udało mi się też wybrać do kina. Z planowanych trzech premier wyszła ostatecznie jedna, ale narzekać nie będę, bo Woody Allen kolejny raz mnie nie zawiódł.
A Wy co ciekawego odkryliście we wrześniu?
P.S. Wrześniowe posty na blogu
Przesuszona skóra dłoni? Oto najprostsze rozwiązanie problemu.
Moja ulubiona jesienna surówka. Duszona cukinia z jabłkiem
Przerwa na reklamę #2 INTERMARCHE | COOP
Podziel się