…czas upływał w zawrotnym tempie. Wiele weekendów spędziłam na warsztatowych wyjazdach, nie miałam niestety wielu okazji, żeby korzystać z uroków lata. Niedobory promieni słonecznych na skórze odrobiłam na szczęście podczas tygodniowego urlopu we Włoszech. Ale po kolei…
Lipiec
W lipcu pochłonęło mnie granie w PokemonGo. Przez kilka pierwszych tygodni po premierze w Poznaniu roiło się od trenerów pokemonów. Z zaciekawieniem śledziłam też jak gra wykorzystywana była (i wciąż jest) w marketingu. Appkę wciąż mam, choć odpalam ją już właściwie tylko w drodze z i do pracy. Mimo to w niecałe dwa miesiące udało mi się przebyć z nią prawie 200 km. Pikachu wciąż nie znalazłam, ale mam innego fantastycznego pokemona, którego zostawiam na każdej zdobytej siłowni, żeby inni też mogli się pośmiać jak pociesznie walczy językiem :p
W lipcu udało mi się złapać też innego, trochę bardziej realnego pokemona 😀 Jeśli kiedykolwiek będziecie w parku nad jeziorem Sajmino, koniecznie weźcie ze sobą kilka orzechów lub jabłko. Takie ślicznotki czekają tam na nakarmienie.
Sierpień
W drugiej połowie sierpnia udało mi się w końcu trochę wypocząć. Pierwszy tydzień urlopu spędziliśmy z niemężem i znajomymi we Włoszech. Jakie wrażenie zrobił na mnie ten kraj? Mieszane. Rzym mnie bardzo rozczarował, nie czułam się tam zbyt dobrze. Za duże tłumy, za wysoka temperatura, za wysokie ceny i zbyt dużo potencjalnych kieszonkowców, którzy kręcą się przy każdej większej atrakcji turystycznej. No i ten smród! Jak tylko wyszliśmy gdzieś poza historyczne mury miasta, uderzał w nas odór moczu i wszędobylskich śmieci. Jeszcze tak brudnego miasta to nie widziałam:/
Co innego Neapol, ten zdecydowanie skradł moje serce. Dzięki dostępowi do morza w Neapolu upał znacznie łatwiej znieść, jedzenie jest dużo tańsze niż w stolicy, no i turystów jakoś łatwiej wyminąć na drodze. Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję odwiedzić Neapol, koniecznie polecam wizytę w Castel Sant’Elmo. Przepiękne widoki na miasto, Wezuwiusza, port i morze gwarantowane.
Z Neapolu popłynęliśmy na Capri, gdzie całkiem przypadkiem po odwiedzeniu obu wyspiarskich miasteczek udało nam się odkryć przepiękną, kamienną ścieżkę między Anacapri a Faro, którą musieliśmy raczej przebiec niż przejść żeby zdążyć na prom powrotny do miasta.
Największe zaskoczenie tego wyjazdu? Żółte światło dla pieszych na przejściu, dodatkowe opłaty za sztućce w restauracjach czy wyższa cena za kawę, jeśli chce się usiąść przy stoliku. No i chodniki, a raczej ich brak. Szczególnie w Neapolu. Nawet jeśli na tych ich wąskich, krętych i szalonych uliczkach była wydzielona jakaś wąska przestrzeń, która mogłaby służyć za chodnik, stały tam skutery, kubły na śmieci i przypięte łańcuchami suszarki na pranie. Pieszy musi cały czas zachowywać czujność, bo walczy na drodze o miejsce na równi ze skuterami i samochodami.
Zaraz po powrocie z urlopu czekała na mnie przesyłka od Vegan Baczer, pierwszego w Polsce bezmięsnego mięsnego. W przesyłce znalazły się 3 wegańskie sosy i 3 paczki wyrobów mięsopodobnych. Majonez sojowy jest przepyszny, smalec niemąż zjadł w dwa dni, a sos BBQ służy mi do dosmaczania różnych sosów do ryżu i makaronu. Smak pieczeni, boczku i salami był całkiem dobry, szkoda tylko, że wszystkie te produkty wykonane zostały głównie z glutenu. Większość z nas i tak ma go za dużo w diecie, szkoda, że producenci nie pokusili się o wykorzystanie białka z innego źródła.
A jak Wam minęło lato? Gotowi na jesień?
Podziel się
4 komentarze
Super wakacje, ale mało zdjęć 🙂 Ciekawe te opłaty za sztućce w restauracji, w życiu o czymś takim nie slyszałam. Był ktoś, kto nie zapłacił i jadł rękami? 😉
Nie spotkałam się z taką sytuacją, ale sztućce często lądowały na stole jeszcze przed menu i nawet jeśli ktoś nie użył, to płacił od 1 do 2,5€. A zdjęć zrobiłam ponad 1000 ale obrobić nie było kiedy.
Oj szkoda że Vegan Baczer na glutenie :/
A no szkoda.