Kolejny miesiąc minął nie wiadomo kiedy. Trochę dał mi w kość nadmiarem obowiązków. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zarządziłam wagary od pracy i uciekłam na chwile w rodzinne strony.
W czerwcu odwiedziłam z warsztatami Warszawę i Zieloną Górę, jeden z wykładów przeprowadziłam też w Poznaniu. W połączeniu z etatową pracą i mnóstwem innych obowiązków wyszło tego dużo za dużo.
Mimo tego czerwcowego biegu udało mi się przeczytać nową książkę Joanny Glogazy, autorki bloga Style Digger, której zapewne nikomu nie trzeba już przedstawiać. Slow Life. Zwolnij i zacznij żyć to była idealna lektura na ten miesiąc. Chyba tylko dzięki niej nie uciekłam od swojego życia w tym męczącym miesiącu. Pod wpływem lektury, w momencie, kiedy przestała mnie cieszyć praca, prowadzenie warsztatów kosmetycznych, a nawet pisanie bloga, zarządziłam wypoczynek totalny, urlop na żądanie i jak najwięcej czasu offline i poza domem. Na szczęście pomogło:) Spisałam też listę nowych rzeczy, których chciałabym spróbować/doświadczyć w najbliższych tygodniach. Teraz tylko muszę znaleźć dla nich miejsce w kalendarzu 🙂
Książka momentami wydawała mi się banalna, ale i tak uważam, że warto ją przeczytać.
W ramach czerwcowych polepszaczy humoru zarządziłam też dawno nie praktykowane randki z niemężem. Coraz bardziej zaczynają mi się podobać takie wypady we dwoje w środku tygodnia, kiedy po przyjściu z pracy i tak nie mamy siły, żeby zabierać się za jakieś poważne zajęcia. Pod koniec miesiąca udało nam się wpaść na obiad do niezawodnego Wypasu, gdzie pierwszy raz miałam okazję spróbować ramen. Duża porcja pokonała nawet mój wilczy głód, z Wypasu wyszłam objedzona po uszy… co nie przeszkodziło mi zmieścić jeszcze szklanki Koffi beer w pobliskim kawowym barze. Ten brismański wynalazek smakuje kawą, kolendrą i piwem jednocześnie. Przedziwny, ale bardzo smaczny.
Od lewej cold brew niemęża, moje kofi beer i wypaśny ramen |
Na drugą randkę wybraliśmy się do kina na film Zanim się pojawiłeś. Przed seansem niewiele wiedziałam o filmie, widziałam tylko plakat, po którym nie spodziewałam się za wiele. Na szczęście to całkiem dobra produkcja. Momentami trochę za słodka, momentami skłaniająca do przemyśleń. Odpowiednia na letni wieczór.
W czerwcu zaczęłam też oglądać serial Lucyfer. Na Toma Ellisa zawsze miło sobie popatrzeć, chyba nic więcej nie trzeba tu dodawać :p
W czerwcu, za sprawą mojej siostry, stałam się też szczęśliwą posiadaczką nowej lunchowej torebki. Na początku uważałam ją za mało przydatny gadżet, ale kiedy kolejny raz zalałam torebkę obiadem do pracy, szybko doceniłam prezent. Torba nowojorskiej firmy Built jest nieprzemakalna, przewyższa pod tym względem lniane torby, które w razie przecieku lubią zabrudzić też ubranie :/
Torbę bez problemu można wyprać, a materiał z którego jest wykonana jest na tyle elastyczny, że kształt torby dopasowuje się nawet do sporych rozmiarów ładunków.
Jeśli miałabym wskazać najczęściej słuchaną w czerwcu piosenkę, to chyba byłaby to właśnie ta.
A jak Wam minął czerwiec?
Podziel się
P.S. A na blogu w czerwcu ukazały się:
4 komentarze
o.. a ja tego bloga nie znałam, ale zaraz zabieram się do czytania;)
Miłej lektury:)
Mam podobną torbę, ale w kwiatki 🙂 Lucifer <3 kocham ten serial 🙂
A Rush oglądałaś?