9 rzeczy, których nauczyłam się w 2019 roku, choć wcale nie planowałam
SIBO zatruło mi życie
Na początku tego roku dowiedziałam się, że (prawdopodobnie od wielu lat) cierpię na SIBO. Paradoksalnie, jeszcze żadna diagnoza lekarska mnie tak nie ucieszyła. W końcu udało mi się rozwiązać zagadkę moich codziennych, uporczywych, zabierających chęć do robienia czegokolwiek bólów brzucha, które diagnozowane były już jako alergie pokarmowe, nietolerancje, celiakia, IBS (choć to się akurat sprawdziło, ale nie było jedynym problem). Pod koniec 2018 roku przeżyłam mocny kryzys samopoczucia, ból był już tak nieznośny, że postanowiłam spróbować jeszcze raz podejść do tematu i w końcu trafiłam do lekarza na tyle dociekliwego, że udało się w końcu postawić właściwą diagnozę. Co prawda badania, koszty leków i leczenie powikłań kosztowało mnie masę pieniędzy, ale było warto. Ile odzyskałam po pozbyciu się tego dziadostwa uświadomiłam sobie dopiero jak objawy ustąpiły. Skutkiem ubocznym tego leczenia był….ślub. Trzy lata po zaręczynach w końcu nabrałam siły, żeby zabrać się za organizację imprezy, a przede wszystkim zyskałam pewność, że będę w stanie ją przeżyć bez zwijania się z bólu po obiedzie.
Uczcie się na moich błędach i jeśli coś Wam nie pasuje w diagnozie, sposobie leczenia czy zaleceniach szukajcie drugiej, trzeciej, a nawet jak trzeba to dziesiątej opinii!
Moje ciało bardzo źle reaguje na długotrwały stres i zmęczenie
Przygotowania do ślubu pokazały mi bardzo wyraźnie, że wciąż nie radzę sobie ze stresem. Trzy miesiące przed imprezą, kiedy ilość spraw do załatwienia i ilość decyzji do podjęcia zaczęła mnie mocno przytłaczać, moje ciało zaczęło festiwal niekończących się stanów zapalnych (zatoki na przemian z pęcherzem). Koszmar! Przy życiu trzymała mnie tylko sporadyczna joga i mikrowyprawy, ale jak widać w takich sytuacjach to dla mnie zdecydowanie za mało. Na szczęście taki stan długotrwałego napięcia i zwiększonej mobilizacji nie towarzyszy mi na co dzień, ale mimo wszystko chciałabym w tym roku popracować nad sposobami radzenia sobie ze stresem i efektywnego wypoczywania. Może macie jakieś rady?
Jestem alergiczką
Przy okazji jednego z moich ostatnich zapaleń zatok (tego z którym zwiedziłam Norwegię i przeżyłam dwa loty) wyszło, że jedną z przyczyn moich problemów z zatokami jest alergia. Taka jesienno-zimowa paskuda, wrażliwa na pleśni, grzyby i smog. Dostałam ją w prezencie od taty, o tyle dobrze, że ujawniła się dopiero teraz.
Z dużą niechęcią przywitałam w mojej domowej apteczce leki na alergię, krople sterydowe i to okropne wapno do picia. Nie oszczędzam też nawilżacza powietrza, bo suche śluzówki to śluzówki podatne na ataki alergenów.
Wychodzenie ze strefy komfortu jest trudne, ale satysfakcjonujące
W listopadzie, całkiem niespodziewanie zostałam prelegentką na konferencji Marketing i Technologia. Oczywiście bez żadnego doświadczenia w wystąpieniach publicznych (no dobra poza tym drobnym epizodem), po jednym szkoleniu z Piotrem Buckim. Na przygotowania do konferencji miałam cztery dni. W tym czasie musiałam wymyślić prezentację na 20 minut gadania i się jej nauczyć. Wyszło jak wyszło, stresowałam się strasznie, ale bardzo się cieszę, że się tego podjęłam, bo satysfakcja po była ogromna.
Jak widać na filmie, prasować wciąż się nie nauczyłam😂
Nie warto ignorować przesłony dobrych obiektywów
Miniony rok to pierwszy w którym zaczęłam zauważać jakie możliwości daje świadoma praca z przesłoną obiektywu. Mam tylko dwa obiektywy w których ta praca faktycznie jest widoczna i w tym roku były wyjątkowo często w użyciu.
Portretowy Nikkor 85mm z przesłoną F1.8 to mój faworyt jeśli chodzi o zdjęcia produktowe i portrety (które robię ekstremalnie rzadko). Z tak małą głębią ostrości tego typu zdjęcia zyskują zupełnie inną jakość.
Szerokokątny IRIX 15 mm to mój krajobrazowy ulubieniec, który wyjątkowo dobrze radzi sobie ze zdjęciami pod słońce. W przypadku takich zdjęć przysłona ustawiona na F22 robi robotę (gwiazdkę ze słońca)!
Przy okazji robienia poniższego zdjęcia dotarła do mnie jeszcze jedna lekcja (oj bolało!), po każdym deszczu należy wyczyścić wszystkie obiektywy!!! Plamy zebrane na szkłach podczas drugiego dnia naszej podróży poślubnej do Norwegii widać na wszystkich dalszych zdjęciach😥 Oczywiście wyszły dopiero podczas obróbki, kiedy byliśmy już w Polsce.
Wiem jak zrobić szampon w kostce (i nie tylko)
Bardzo długo zwlekałam z rozpracowaniem takiej receptury. Moja skóra głowy jest od kilku lat jest bardzo marudna zimą, łatwo ją podrażnić i tym samym spowodować niekontrolowaną ucieczkę włosów z głowy. Wydaje mi się, że znalazłam w końcu dla niej dobry system pielęgnacji, który zakłada używanie dwóch szamponów na zmianę (przeciwłupieżowy na zmianę z łagodnym) i stosowanie łagodzącej wcierki.
Ten łagodny szampon udało mi się zamienić na taki w kostce. Najpierw przetestowałam ten od 4szpaków (jest boski!), a później zrobiłam swój😃 Recepturą będę się dzielić na warsztatach tworzenia kosmetyków naturalnych.
Serio! Odkąd odkryłam przepis na mięso z tofu takie dania jak spaghetti, lasagne czy Shepherd’s Pie zyskały nową jakość. Rzecz jest naprawdę prosta do przygotowania (ja pomijam etap mrożenia tofu, bo konsystencja po rozmrożeniu zupełnie mi nie odpowiada). Zazwyczaj zmniejszam też ilość sosu sojowego na rzecz przyprawy do kurczaka/mięsa mielonego/ gyrosa.
Grzywka jest dla mnie (plus nie warto zwlekać z wizytą u fryzjera)
Przez kilka miesięcy przed ślubem zapuszczałam włosy do jakiegokolwiek upięcia. Pod koniec strasznie się już z nimi męczyłam, były za długie, wypalone słońcem i prawie niemożliwe do rozczesania bez tony odżywki. Po powrocie z Norwegii z ulgą obcięłam je mocno na długości i za namową fryzjerki zyskałam też grzywkę. Jeżu, to moja najlepsza fryzura od lat! Gdy ktoś mnie pyta, jak zmieniło się moje życie po ślubie, zgodnie z prawdą odpowaidam, że wcale. Ale gdyby ktoś mnie spytał jak się czuję po zmianie fryzury, odpowiedziałbym, że jak nowo narodzona😀
Teraz żałuję, że nie pozbyłam się tych suchych strąków wcześniej. Trzeba było śmigać do ślubu w krótkich włosach i się bez sensu nie męczyć z beznadzieją fryzurą.
Nosić ze sobą woreczki na zakupy
Trochę to trwało, ale w końcu wyrobiłam sobie nawyk noszenia na zakupy woreczków na warzywa i owoce. Ostatnio tego typu towary są bardzo łatwo dostępne (ja kupiłam woreczki w Kauflandzie i Rossmannie). Są na tyle lekkie, że ostatnio mam je poupychane w plecaku z którym jeżdżę do pracy, torebce a nawet w kieszeni kurtki.
To mój kolejny mały kroczek w drodze do zero waste.
Nie wiem czy jesteś fanką medytacji ale mi w trudnych i stresujących momentach pomaga poniższa: https://m.youtube.com/watch?v=l13QHYJ0tBc
Jest to Medytacja prowadzona i zdecydowanie łatwiej się na niej skupić:)
3 komentarze
Nie wiem czy jesteś fanką medytacji ale mi w trudnych i stresujących momentach pomaga poniższa:
https://m.youtube.com/watch?v=l13QHYJ0tBc
Jest to Medytacja prowadzona i zdecydowanie łatwiej się na niej skupić:)
Nie wiem czy jestem fanką, bo jeszcze nie próbowałam, ale mam zamiar spróbować. Dzięki, link na pewno się przyda.
Na wszystko jest jeszcze czas, żyj pełnią życia !